sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział 56

Wróciliśmy do hotelu by się spakować.  Zdecydowaliśmy, że już dziś udamy się do Turynu wraz z Giovanną, Lodovicą i Ruggero.

                                                                                  ***

Wraz z Germanem stałam przed domem dziecka.  Zaraz miały przybiec dzieci. Tak też się stało. Na szczycie schodów ukazały się trzy postacie. Widziałam jak zaczęły do nas zbiegać. W duchu modliłam się by nic im się nie stało na tych schodach. Zostało do pokonania kilka szczebelków. Przykucnęłam. Wtedy cała trójka rzuciła się na mnie. Nie utrzymałam równowagi. Wyłożyłam się na chodniku. Usłyszałam chichoty.  Należały one do German'a i dzieci. Nie powiem, sama przyłączyłam się do nich. Uspokoiliśmy się dopiero, gdy usłyszeliśmy czyjeś chrząknięcie. Dzieci powoli wstały . German wyciągną do mnie pomocną dłoń. Powstałam bo padłam so padłeś powstań  i otrzepałam swoje ubranie. Cicho podziękowałam brunetowi. Spojrzałam na dyrektorkę  domu dziecka:
-Tutaj są rzeczy dzieci – powiedziała podając torbę Germanowi – Dbajcie o dzieci. Proszę.
- Nie musi się pani martwić. Są pod dobrą opieką – w tym momencie mój ukochany spojrzał na mnie. – Dziękujemy za dane nam zaufanie. Do zobaczenia.
Wzięłam za rączki Lodovicę i Giovannę, a Ruggero szedł dumnie obok German'a. Kierowaliśmy się stronę dworca PKS [zapomniałam, że to tylko w Polsce] autobusowego. Nie miało jakiegoś większego sensu lecieć samolotem, jeżeli odległość pomiędzy miastami nie jest duża, a my mamy trójkę dzieci dodatkowo. Za niecałe dziesięć minut zjawić się autobus. Tak też było.
Siedzieliśmy wszyscy w busie. Wzięłam na kolana Lodovicę, która po chwili zasnęła w moich objęciach. Giovanna spała przyklejona mojego bok. Nie wiem co robili chłopaki, bo poszłam w ślady dziewczynek… usnęłam.

                                                                                 ***

Poczułam pocałunki na swoim czole. Otworzyłam oczy:
-Kochanie, wysiadamy.
Spojrzałam jeszcze śpiącymi oczami na Lodovicę . Uniosłam się delikatnie z miejsca . Powoli wyszłam z autobusu. Do moich nozdrzy dostał się zapach świeżego powietrza, które wypełniało   __________  moje płuca:
- Prowadź nas pani – gdy to usłyszałam parsknęłam śmiechem.
Wyszłam przed szereg i ruszyłam w stronę domu pani Blanco.

                                                                                 ***
Staliśmy całą zgrają przed drzwiami rezydencji Blanco. Czułam się jakbym stała pod willą German'a. Zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła nam Clara:
- Angie!!! – Giovanna schowała się za moją nogę. Objęła ją. Poklepałam ją po główce jak psa.  Pogłaskałam ją po główce.
-Nie bój się – zwróciłam się do Giovanny.
-Clara, kto przyszedł? – dobiegły głosy z wnętrza domu.
-Hm..  Jakby to powiedź. Angie wróciła!!!
Wszyscy zlecieli się do drzwi. Gdy mnie zobaczyli zdębieli. Widziałam, że chcieli mnie przytulić, ale gdy zauważyli dziecko śpiące na moim ramieniu, przestraszoną Giovannę ściskającą moją nogę, a jeszcze dalej German'a i Ruggero , po prostu zrezygnowali. Poza tym staliśmy w progu domu. Zaprosili całą naszą piątkę do domu. Poprosiła Juanę [panią Blanco] by zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju, bo trzyletnia Lodovica spała sobie smacznie dalej w mych ramionach. Udałyśmy się do jednego z gościnnych pokoi. Gdy brunetka leżała już na łóżku, ja mogłam odetchnąć z ulgą. Rozprostowałam kości. Dopiero teraz oprzytomniałam i przypomniałam sobie, że w pokoju jest Juana. Obróciłam się w jej stronę . Spojrzałam Juanie prosto w oczy:
-Angeles, gdzie zniknęłaś na trzy miesiące? - zapytała Juana zmartwionym głosem.
-Miałam wypadek. Byłam w śpiączce przez dwa i pół miesiąca. Wybudziłam się niecałe dwa tygodnie temu.
-Stało ci się coś poważnego? - przesłuchania ciąg dalszy.
-Tak naprawdę walczyłam o życie. German mówił, że pewnego dnia byłam przez około pięć minut na tamtym świecie - Juana była naprawdę zaskoczona i jednoczenie zmartwiona tym co właśnie jej opowiadałam. - Ogólnie miałam połamane kilka żeber, rękę, pękniętą, ale nie złamaną kość piszczelową i .... poroniłam - z moich oczu wyleciały gorzkie krople.
-Bardzo mi przykro - Juana przytuliła mnie.
-Dziękuję - uśmiechnęła się do niej.
-Mam do ciebie kilka pytań Angie - popatrzałam na nią przerażona. - Kim jest ten przystojny, sexi mężczyzna, który przyszedł razem z tobą.
- Aaaa.... Mówisz o Ruggero. Ja wiem choć jest młody to i tak jest nieziemsko przystojny. Germanie. To jest mój szwagier, a zarazem chłopak. Opowiadałam ci o tym. Pamiętasz?
-Zaczynam sobie przypominać. A te dzieciaki skąd je wytrzasnęłaś?
Abracadabra.... i  są dzieci.  Kiedy kończył się mój pobyt w szpitalu. W budynku wybuchł pożar. Pamiętam to jak przez mgłę. Moja siostrzenica opowiadała mi, że wyprowadziła tą trójkę ze szpitala wraz ze swoją przyjaciółką. One są sierotami, a Violetta zakochała się w nich od pierwszego wejrzenia zwłaszcza w Ruggero, bo jest osobnikiem płci przeciwnej.  i chciała choć na chwilę dać im inne życie.
- A czy tyle dzieciaków w domu nie będzie dla was przeciążeniem?
- Nie. Spokojnie damy sobie rady. Teraz ja mam do ciebie pytanie. Czy byłaś na mnie zła jak się nie zjawiałam od kilku dni?
-Bardziej się o ciebie martwiliśmy niż złościli - uśmiechnęłam się po raz kolejny - To co. Idziemy na dół? -skinęłam głową.
Podeszłam tylko jeszcze na sekundę do Lodovici i pocałowałam ją w czółko. Wyszłyśmy z pokoju. Stanęłam na górze schodów. Spojrzałam w dół. Diego i Jorge zajmowali się Ruggero, Clara Giovanną. Zaś German rozmawiał z mężem pani Blanco. Łezka w oku się zakręciła. Wszyscy obrócili się w naszą stronę. Uśmiechnęłam się szczerze. Czas na niespodziankę.
-Dzieci razem z tatą, Angie i panem Germanem mamy dla was niespodziankę.Uzgodniliśmy, że pojedziecie na wakacje do Buenos Aires.  
Diego, Jorge i Clara nie dowierzali. Nie docierały do nich słowa ich mamy. W końcu ruszyli się z miejsca. Rzucili się na mnie. Gdyby chcieli, to mogliby mnie udusić, ale raczej tego nie mieli w swoich planach. Chwilę później siedziałam na sofie z głową opartą o ramię German'a. Omawialiśmy szczegóły wyjazdu. Niestety moje błogie leniuchowanie przy rozmowie skończyło się, gdy usłyszałam krzyk z góry. Poderwałam się z kanapy. Biegłam w kierunku pokoju gościnnego, gdzie przebywała Lodovica. Na schodach prawie się zabiłam potykając się o każdy schodek. Wbiegłam do pokoju. Zobaczyłam brunetkę, która siedziała na łóżku cała roztrzęsiona, a po jej policzkach spływały stróżki łez. Podeszłam do zapłakanej Lodovici. Przycupnęłam koło niej na łóżku. Dziewczynka od razu rzuciła się na mnie. Nie wiedziałam, że trzyletnie dziecko może mieć, aż tak żelazny uścisk. Zaczęłam leciutko kołysać się, by trochę uspokoić małą:
-Nie zostawiaj mnie samej - wyszeptała w moją koszulkę.
-Nie mam takiego zamiaru - pocałowałam jej włosy. - Zejdziemy na dół? Wszyscy chcą cię poznać - dziewczynka skinęła tylko główką.

***

Siedzieliśmy wszyscy na dole w salonie. Lodovica tak jak wcześniej Ruggero i Giovanna, trzylatka zakolegowała się z trójką dzieci państwa Blanco. German udał się do kuchni, ale szybko z niej wyszedł:
-Angie, kochanie. Dlaczego tam w kuchni znajduje się Olga? - parsknęłam śmiechem.
Potem już na dobre roześmiałam się. Stanął przede mną. Prosił wręcz błagał bym poszła razem z nim do kuchni. Nie uległam jego urokowi osobistemu mu.  On zaś zrezygnowany spoczął na sofie tuż obok mnie. Mój ukochany była bardzo zdenerwowany. Nie wytrzymał. Zaczął swoją litanię, która i tak się zacięła na słowach: "Tam jest Olga". German miał ciekawą widownię. Nie powiem. Wiem jak to jest zobaczyć "drugą" Olgę po drugiej stornie kuli ziemskiej. Poprosiłam gosposię, by przyniosła wodę. "Olga" przyniosła bezbarwną ciecz:
-Proszę to pańska woda.
-Angie!!! - krzyknął na mnie, a ja zaczęłam się chichotać. Zresztą tak jak cały nasza widownia.
-No co? - nagle stałam się niewinną "małą" dziewczynką.
-Eh...
-German musisz w końcu pojąć, że choć ta gosposia jest bardzo podobna do Olgi, to nią nie jest, ponieważ ona jest siostrą naszej ukochanej Olgity - widziałam jak w nim wszystko buzuje. Był cały czerwony i kipiał ze złości. - To my już może powiemy dobranoc. Dzieciaki zaraz po was wrócę.
-Nie musisz Angie. Zajmiemy się całą trójką - równocześnie powiedziała druga trójka, lecz tym razem nastolatków.
Uśmiechnęłam się i podziękowałam za pomoc. Z Germanem, który jeszcze nie ochłoną i nie przetrawił informacji, że jego gosposia ma siostrę, ruszyliśmy na górę. Przebrałam się w piżamę, gdy moja głowa tylko dotknęła poduszki ja znalazłam się w innym miejscu.

***

Dwa dni  w Turynie zleciały jak z bicza strzelił. Nim się obejrzałam, a już siedziałam w samolocie. Przed nami siedziały Clara, Giovanna i Lodovica,  a za nami Diego, Jorge oraz Ruggero. Gdy wylecieliśmy z Turynu, ja też odleciałam.... ,ale do krainy Morfeusza.

Obudziłam się, gdy pojawiły się turbulencje. Ścisnęłam rękę German'a, która leżała na oparciu. Brunet obrócił głowę w moją stronę. Wysłał mi ciepły, promienisty uśmiech, który ja odwzajemniłam,  Zaraz turbulencje ustały. Odetchnęłam z ulgą. Pół tarczy zegarowej później staliśmy na lotnisku w Buenos Aires. Prawie każdy ciągnął jakąś walizkę. Diego i Jorge swoje oraz siostry, która w tym czasie opiekowałam się dziećmi. German miał swoją i moją, a mi przypadła największa i najcięższa waliza. Należała ona do dzieciaków. Zamówiliśmy dwie taksówki,ponieważ do jednej wszyscy byśmy się nie zmieścili. W pierwszej pojechało same babskie grono. Wylądowałyśmy pod starym moim domem. Chcieliśmy tu przystanąć, ponieważ w willi miała być jakaś uroczysta Nie wierzyłam im. Przekąsiłyśmy coś i zaczął się podbój łazienki. Przy kąpieli Lodovici i Giovanny chciałam i musiałam pomóc. Gdy Clara poszła się myć, upewniłam się czy nie mam jej w czymś pomóc. Chwilę później przyjechały chłopaki, więc nie było szans bym weszła teraz ja. Przez te wędrówki ludów do łazienki zastawiałam się ile wybulę w tym miesiącu za wodę. Gdy cała siódemka była wymyta. Ja swobodnie mogłam iść pod prysznic. Ciepłe stróżki wody spływały po moim ciele. Ni stąd nic zowąd z moich oczu skapnęło kilka łez, które idealnie wpasowały się w otoczenie. Oparłam się o ścianę. Przez przypadek trąciłam łokciem kurek i z prysznica zaczęła lecieć wrzątek. Poparzyłam się. Syknęłam z bólu. Zakręciłam kurek z ciepłą wodą. Została tylko zimna. Od wpływem bardzo niskiej temperatury wody zaczęłam śpiewać opere. Po dwudziestu minutach śpiewania  wyszłam z łazienki Nie obeszło się bez pytań dlaczego śpiewałam operę pod prysznicem.  Nie obeszło się bez pytań dlaczego śpiewałam operę pod prysznicem.  Zbywałam ich mówiąc, że powinniśmy już iść. Tak też było. Wyszliśmy z domu całą zgrają i udaliśmy się pod willę Castillo. Droga troszkę się nam dłużyła, ponieważ wszyscy oprócz German'a oglądali Buenos Aires i każdy na swój sposób zachwycał się owym miastem. Stając przed willą Castillo poczułam coś co trudno jest opisać. To ja miałam nacisnąć klamkę. Ręce niemiłosiernie drżały jakby bały się otworzyć drzwi. Przełamałam lęk. Odważyłam się otworzyć drzwi. CIEMNOŚĆ. Podeszłam do włącznika. Światło się włączyło, a z każdego wnętrza salonu wyłonili się przyjaciele, uczniowie, nauczyciele. Nie powiem wzruszyłam się. Im naprawdę na mnie zależy. Obróciłam się do tyłu. Diego, Clara i Jorge nie mogli uwierzyć, że przed nimi stoją ich idole. Ruggero, Giovana i Lodovica stali trochę speszeni. Nim się zorientowałam byłam w uścisku moich uczniów.
–Witaj Angie!– krzyknęli razem.
–Ja też się za wami bardzo stęskniłam. Muszę wam kogoś przedstawić. To jest Diego, Clara i Jorge. Oni również są uzdolnieni wokalnie i muzycznie.
–To może zaśpiewacie nam coś?
–A co proponujesz?– zapytał się Jorge.
–Hmmm... Ser mejor.– usłyszałam głos Ludmiły, która wyprzedziła Fran.
–Niech będzie.
Diego usiadł do pianina, Jorge znalazł gdzieś gitarę , a Clara nie miała żadnego instrumentu. Włoszka zaczęła śpiewać pierwszą zwrotkę. Do refrenu dołączyli Jorge i Diego. Drugą zwrotkę śpiewali już wszyscy uczniowie. Gdy skończyli każdy bił brawa. Uczniowie gratulowali talentu jaki drzemie w trójce nastolatków. Impreza rozkręcała się w najlepsze. Francesca zaczęła śpiewać włoską wersję ''En mi mundo''. Akompaniował jej Diego [Hernandez, Hiszpan, syn Gregoria]. Gdy zaczął się refren, zdębieliśmy. Nawet Fran ucichła, ale Diego dalej grał...


___________________________________________________________
Oglądaliście LodoggeroCam ze specjalnym udziałem Albity.
A Violettę 3 jak wam się podoba?
Bye.

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 55 Raz się żyje.

-Co?!
Tego nie wypowiedział tylko German. On przecież nie ma piskliwego głosu. Obróciłam głowę w stronę drzwi:
-Violetta! -krzyknęłam na całe gardło.
Siostrzenica pobiegła do łóżka, wyskoczyła na nie i przytuliła się do mnie. Zaś ja zapomniałam o zimnie, które przed chwilą miotało moim ciałem.
- Stęskniłam się Angie.
Ja ją tylko bardziej przytuliłam.
- Violetto...
- O nie German. Jeżeli masz zamiar krzyczeć na Violettę, za to, że przyjechała tu bez twojej zgody to...
-Ja tylko chciałem, aby mnie przytuliła.
Spłonęłam rumieńcem. Dlaczego od razu w głowie najgorsze scenariusze? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Postanowiłam, że się przebiorę, bo nie chciałam siedzieć w piżamie, gdy rozmawiałam z całą trojką. Wzięłam jakieś ubrania i udałam się do łazienki. Po chwili wróciłam.
-Wracając do tematu. Naprawdę chcesz wrócić do Studia - powiedział German. 
-Angie. Po tym jak p... - zaczęła Fran. 
Z Germanem wymieniliśmy przerażone spojrzenia. Viola przecież o nie wie o tym, że poroniłam. Brunet podbiegł do Francesca'i. Przygniótł ją całym ciężarem ciała do ściany. Jedną ręką przyłożył do ust uniemożliwiając mówienie. Szepnął jej coś do ucha przygryzając płatek jej ucha po czym włoszka zaprzeczyła czegoś kręcąc przecząco głową. Nie powiem zrobiłam się nie co zazdrosna. Jednak od razu skarciłam się w duchu, bo wiem, że uczennica nie stanowi dla mnie żadnego zagrożenia.
-Fran co chciałaś powiedzieć zanim mój tata ci przerwał?
- Tylko chciałam zapytać się Angie czy jest pewna twojej decyzji po tym jak... - patrzyliśmy na Fran bardzo wyczekująco i cali poddenerwowani. Biedna musiała wymyślić coś na poczekaniu.
-...po tym jak spotkał ją taki przykry wypadek - odetchnęliśmy całą trójką. Siostrzenica wpatrywała się na nas dziwnie. Uznałam że nie będę się tym przejmować.
- Violu idź zanieść swoje rzeczy do hotelu.
-Już to zrobiłam.
- Dobra inaczej Violetto i Francesco, czy mogłybyście iść na spacer na, bo chciałem porozmawiać z Angie.  -Tato, bo ja widziałem w sklepie piękną sukienkę.
-Dobrze to trzymaj tu pieniądze tylko kupicie coś jeszcze Angie, bo większość ubrań zostawiła w... Tu...  innym mieście.
- W porządku.
Dziewczyny wyszły, a ja zostałam sama z moim księciem z bajki. German położył swoją rękę na mojej szyi. Jego kciuk kojąco pocierał o policzek. Przymknęłam oczy:
- Kochanie jesteś tego pewna, że chcesz wrócić? Martwię się o ciebie.
-German uwierz mi. Muzyka może być jedynym sposobem by o tym zapomnieć.

- Rozumiem. Chciałem z tobą omówić jeszcze jedną sprawę. My mamy jechać z Violettą i Francescą do tego Turynu?
-yyyy... O tym nie pomyślałam. Może wyślijmy je samolotem dwa dni wcześniej? - na mojej twarzy panował figlarny uśmiech, a pytanie zadałam z dziwnym rozbawieniem.
- Co się tak rozbawiło?
-Sama nie wiem. German zrobisz coś dla mnie? Proszę zadzwoń do Pablo i powiedz, że ja go prosiłam, aby znalazł miejsce na jeszcze jedną piosenkę. Nie wspominaj nic o dzieciakach i o tym, że chcę powrócić do Studia. Kochanie jestem troszeczkę śpiąca.
- Ja znam twoje troszeczkę. Śpij dobrze kochanie.
- Zadzwonisz?
- Za tobą skoczę nawet w ogień.
 Te słowa stały się prorocze.
German złożył delikatny pocałunek na moich ustach, po czym przewróciłam się na drugi bok. Po chwili zasnęłam.

***German***
Usnęła. Nawet gdy spała wyglądała słodko. Postanowiłem od razu zadzwonić do Pablo. Wyszukałem jego numer w swoim kontaktach. Wykonałem podstawowe czynności. Czekałem tylko aby Pablo odebrał. Po trzecim sygnale:
-Halo?
-Z tej strony German.
- O German. Coś się stało poważnego, że dzwonisz?
-Nic szczególnego. Wyświadczam Angie pewną przysługę.
-Jaką przysługę?
-Angie dowiedziała się o przedstawieniu i ma pytanie, a raczej  prośbę czy nie mógłbyś znaleźć miejsca na jeszcze jedną piosenkę w spektaklu.
-Zobaczę co da się zrobić. Poza tym. Kiedy wracacie? Francesca i Violetta wrócą w następnym tygodniu do Studia, tak? 
-W tym tygodniu będzie już w Buenos Aires. Tak. Francesca będzie musiała zaliczyć zaległe ćwiczenia? 
-Wystarczy jak zaliczy jedno ćwiczenie i bardzo zaangażuje się w spektakl.
-Rozumiem. Muszę niestety już kończyć.  Cześć.
- Cześć.
Uff.... Poszło jakoś gładko z tą rozmową. Obawiałem się, że będzie gorzej. Zastanawiałem co dzieję się w głowie Angie, w jej psychice. Nie wyobrażalnie się o nią bałem. Dlatego muszę pozwolić jej wrócić do Studia. Może to naprawdę jej ostania deska ratunku. Mam nadzieję, że muzyka będzie jej terapią. Zastanawiałem się nad zrobieniem imprezy niespodzianki dla Angie. W końcu dawno jej nie było w Buenos Aires, a na pewno uczniowie, nauczyciele i przyjaciele stęsknili się za nią.  Tak, to dobry pomysł, ale jak ja mam to przygotować. Ja wracam z Angie tego samego dnia, a Viola i Fran nie. To one niech zajmą się imprezą. O wilku mowa. Właśnie dziewczyny wróciły z zakupów:
-Udały się zakupy?
-Taak - dziewczyny cały czas się śmiały.
-Dziewczyny Angie śpi więc trochę ciszej - mówiłem szeptem.
-Aaaa.... Okej - odpowiedziała jeszcze ciszej Violetta.
-Chcę wam powiedzieć, że dwa dni wracacie do Buenos Aires. Jednak coś wiąże się z tym, że wracacie pojutrze. Otóż waszym zadanie jest urządzenie imprezy powitalnej dla Angie w naszym domu.
-Nie ma sprawy - oznajmiłam Francesca z uśmiechem na twarzy.
- A wy kiedy wracacie?
-Dzień później Angie wypisują szpitala i lecimy po jej ciuchy.
Umilkliśmy, bo Angie zaczęła się ruszać. Chcieliśmy, aby nic się nie wydało. Obróciła się w moją stronę. Otworzyła swoje zaspane oczy. Piąstkami przetarła swoje oczka jak małą dziewczynka. Wyglądała tak, słodko, niewinnie, dziecinnie Uśmiechnąłem się. Zaraz i na jej twarz powstał uśmiech. Zaczęła się przeciągać. Znów zamknęła swoje oczy, ułożyła się jak do spania, a kołdrę naciągnęła aż za głowę. Całą trójką przyglądaliśmy się jej z zaciekawieniem. Czyżby po raz drugi zasnęła? Odsłaniałem kołdrę, jednak od razu Angie zaczęła od razu wiercić i coś mruczeć. Trzeba było ją jakoś rozbudzić. Machnąłem dziewczynom ręką, aby podeszły. Powiedziałem bezgłośnie "ŁASKOCZEMY". Zrozumiały za pierwszym razem. Moje trzy palce zaczęła się chować w pięść. Rzuciliśmy się z dłońmi na Angie. Złotowłosa wierzgała po całym łóżku. Do moich uszu dobiegł kaszel, ale my nie przedstawiliśmy. Nie wiedzieliśmy jednak, że Angie spadnie z łóżka. Na jej szczęście złapałam ją. Ściągnąłem z niej kołdrę. Kaszel cały czas ją dusił. Trzymałem Angie dalej w swym uścisku. Wydostała się i tak jak wstała tak wyszła. Byłem w szoku. Z sali było słychać kaszel Angie. Chwilę potem i ja wybiegłem, ale już nie widziałem ukochanej. Nie wiadomo kiedy usłyszałem alarm, który informował, że jest pożar. Wszedłem do sali
:-Nie chcę was martwić, ale w szpitalu rozpętał pożar. Dziewczyny weźcie torbę Angie i  biegnijcie jak najszybciej na dół. Spotkamy się później przed szpitalem. Ja idę szukać Angie.

-Uważaj na siebie tato.
Violetta przytuliła mnie mocno. Później do uścisku przyłączyła się Francesca. Oby dwie miały łzy w oczach.
-Idzie już.

***Violetta***

Posłuchałyśmy się rady mojego taty. Przełożyłam przez ramię torbę Angie i zbiegłyśmy na parter. Tam ja i Fran usłyszałyśmy wołanie naszych imion. Spojrzałyśmy najpierw na siebie, a potem w stronę z, której usłyszałyśmy swoje imiona. Ujrzałyśmy trójkę mały dzieci. Podbiegły do nas. Francesca zaczęła rozmowę po włosku. Razem z Francescą uznałyśmy, że musimy pomóc im wyjść. Ja wzięłam na ręce Ruggero, a moja włoska przyjaciółka Lodovicę i Giovannę. Nie mogłyśmy zaleźć wyjścia. Weszłyśmy do pierwszej lepszej sali. Otworzyłyśmy okno. Pierwsza przez nie wyszła Francesca. Następnymi osobami były dzieci. Ostania wyszłam ja. Wszyscy udaliśmy się w bezpieczne miejsce. Zaczepiłam lekarza. Chciałam z nim poflirtować porozmawiać o Giovannie, Lodovicę i Ruggero. Dostałam dużo informacji. Wykonałam następny telefon do pewnego ośrodka. Gdy skończyłam rozmowę przypomniałam się, że mój tata i Angie są jeszcze w szpitalu. Postanowiłam do niego zadzwonić, choć nie miałam pewności.
-...Nie. Gdzie jesteście? .... Macie jak stamtąd wyjść? ... Na którym jesteście piętrze? .... Widzisz mnie? .... Tak. Do zobaczenie.
Poprosiliśmy strażaków by pomogli mojemu tacie i mojej cioci. Udało nam się. Cofnęłyśmy się. Bardzo korciło mnie, żeby nagrać ten moment. Miałam rację było warto.
 

***German***
Odeszły. Biegły pędem po schodach, a ja zacząłem pościg z czasem. Biegałem po korytarzach zaglądając do każdej sali po kolei. Nie mogłem znaleźć jej. Ogień coraz szybciej się rozprzestrzeniał. Byłem na piętrze gdzie ogień zajmował już trzy czwarte powierzchni. Usłyszałem z jednej z pobliskich sal bardzo ciche wołanie o pomóc wręcz nieme. Wiedziałem, że nie mogę zostawić. Zobaczyłem, że na ścianie wisi gaśnica. Ściągnąłem ją i odblokowałem. Zacząłem walkę ze słupem ognia i go pokonałem. Sala z której wydobywał się wcześniej głos stała prawie cała w płomieniach. Ujrzałem w niej jakąś kobietę. Miała kręcone długie chyba złociste włosy. Miałem wrażenie, że widziałem gdzieś już to ubranie. Osoba, która tam leżała była łudząco podobna do Angie. Jednak po chwili ocknąłem się, że to jest moja ukochana. Ponownie zacząłem walkę ze słupem ognia. Gdy byłem w połowie gaśnica przestała działać. Wściekłem się i skoczyłem nad płomieniem. Znalazłem się tuż przy ukochanej. Musiałem wykombinować jak wyjść. Wziąłem mój skarb na ręce. Nie wiem jak wydostałem pomieszczenia. Biegłem. Jakimś cudem znaleźliśmy się na schodach. Przed nami pojawiła ognista przeszkoda. W mojej głowie rodziło się miliard myśli na sekundę. Musiałem ryzykować. Przerzuciłem Angie przez ramię. Jedną ręką trzymałem najdroższą, a drugą trzymałem poręcz. Trzy głębokie oddechy i przeskoczyłem przez barierkę. Nic na się nie stało. Zszedłem. Dalszą drogę po schodach zablokował nam ogień. Wbiegłem na kolejny korytarz, lecz nie zostało dużo już z tego piętra. Cały czas mówiłem Angie, aby się ocknęła. Została jedna sala. I jedne OKNO, które jest naszą ostatnią nadzieją. Może ktoś chciał, abyśmy zginęli razem w takim miejscu pośród płomieni. Musiałem być silny dla mojej Angeles..... i Violetty oczywiście.  Wszedłem do sali (cały czas ma Angie na rękach). Nagle poczułem wibrowanie w kieszeni. No tak TELEFON. W dziwny sposób wydobyłem urządzenie. Na wyświetlaczu widniał napis Viola. Odebrałem i pierwszy zaczęłam rozmowę:

-Powiedz, że nic ci nie jest? .... Yyy. Jesteśmy jeszcze w szpitalu. Niestety.... Jesteśmy otoczeni płomieniami. Ostatnią naszą nadzieją jest okno, ale skacząc zabijemy się... Trzecie piętro. Podejdę do okna.... Ja cię widzę, ale czy ty mnie?.... Do zobaczenia, ale gdzie?
Widziałem Viole i Francescę, który szły w stronę strażaków. Włoszka pokazywała na nasze okno. Grupa strażaków ruszyła w naszą stronę wraz z chustą. Naciągnęli ją. Wiedziałem, że mogę już skakać. Cofnąłem się o kilka kroków do tyłu.  Głowę Angie zwróciłem w moją stronę , aby nie ucierpiała przy zetknięciu z szybą. Raz się żyje.  Ruszyłem. Wybiliśmy szybę. Ja latam. Nie wiem dlaczego, ale podrzuciłem Angie do góry. Teraz miałem kolejne zmartwienie -złapać najdroższą. Ja wylądowałem już na chuście, a Angeles leciała pionowo w dół na materiał. Co robić, co robić? Była już nie wysoko. Nie stanęła na chuście. Złapałem ją. Po czym wbiłem się jej usta. Ona otworzyła oczy. Widziałem w nich łzy szczęścia. Przytuliła się do mnie i zaczęła moczyć moją koszulę.Gładziłem jej plecy, ale to nie był dobry pomysł, bo zaważyłem krew. Dlatego zmieniłem miejsce głaskania na włosy. Dookoła można było usłyszeć brawa i gwizdy. Nie zauważyłem kiedy staliśmy na ziemi. Zaraz podbiegły do nas Violetta i Francesca. Przytuliły się do nas:
-Angie ty... - Violetta chciała zapewne powiedzieć, że krwawi, ale pokiwałem głową.
Rozumiała, że nie chce nią tym martwić. Gdy Violetta i Francesca odsunęły się, odeszliśmy w inne miejsce tam gdzie wcześniej stały moja córka i jej przyjaciółka. Od razu podbiegła do nich małych dzieci. Był to uroczy widok. Do nas za to podszedł lekarz. Pytał się czy nic na nie jest. Zauważył dwa przecięcia na mojej skroni. Nie chciałem wspominać o plecach Angie. Mogliśmy wracać do hotelu, ale nastąpił mały problem. Dzieciaki, które były razem z Violą i Fran. Podeszliśmy do nich:
-Violu kto to jest?
- Giovanna, Lodovica i Ruggero.
- Może trochę jaśniej?
-Jak się pytałyśmy lekarza, powiedział nam, że są to dzieci z sierocińca. Przyjechały tu, bo były chore.
- Tato, chciałabym chociaż na chwilę dać im normalny dom. Proszę zabierzmy ich do Buenos Aires.
-Violu....
-Rozmawiałam już z dyrektorką tego domu dziecka. Jeżeli ty się zgodzisz nie ma przeszkód. Tato, błagam.
Angie zaczęła przekonywać mnie szepcząc do ucha różne argumenty.
-Zgoda. Mam tylko jedno pytanie. Kto zna włoski?
-Cześć dzieciaki. Jak się macie? - zaczęła Angie rozmowę po włosku z dzieciakami.
-Angie - odpowiedziała Violetta. - Jeszcze Federico ostatnio przyjechał i jeszcze zawsze mamy do dyspozycji Francescę.
- Zamówię taksówkę na siedem osób odwieziemy dzisiaj dzieci, a jutro po nie przyjedziemy.
Na taksówkę zbyt długo nie musieliśmy czekać. Do domu dziecka dojechaliśmy chwilę potem. Weszliśmy całą zgrają do sierocińca, lecz tylko ja i Angie poszliśmy do dyrektora. Rozmawialiśmy przez chwilę. Ustaliliśmy kilka bardzo ważnych formalności po czym wyszliśmy z gabinetu i z budynku. Bez żadnych sprzeciwów ruszyliśmy na pieszo do hotelu. Wstąpiłem przy okazji do apteki, by kupić wodę utlenioną i bandaże.
W hotelu ja miałem być w jednym pokoju z Angie, a Violetta z Francescą. Mi to w każdym calu odpowiadało. Gdy byłem z Angie w pokoju musiałem ją poinformować, że ma kilka draśnięć na plecach:
-Angie, kochanie.
- Co się stało? Masz zmartwioną minę.
-Chodzi o to, że masz parę szram na plecach i przydałoby się je opatrzyć. Mogę?
-Taaaak, ale jak to się stało?
- Prawdopodobnie gdy wybijałem okno. Ty nic nie pamiętasz?
- Pamiętam tylko jak mówiłam ostatni raz o pomoc, a później pocałunek.
-Czyli zemdlałaś na kilka minut?
- Na to wychodzi.
Na tym skończyła się nasza rozmowa. Staliśmy na przeciwko siebie. Złapałem za koniuszek bokserki Angie. Próbowałem ściągnąć ją tak by nie podrażnić jeszcze bardziej ran. Po ciężki bojach uporałem się z zadaniem. Proponowałem Angie by się położyła, lecz moja ukochana dopiero po długich wywodzący zgodziła się. Musiałem rozpiąć stanik, ponieważ trzy szramy przechodziły niego. Wyciągnąłem wodę utleniona. Zacząłem przemywać każdą z osobna. Angie zaczęła się wierzgać. Przytrzymałem jej rękę i nogi również. Czekałem, aż opadnie na siłach. Doczekałem się tego po kilku minutach. Następnie otworzyłem gazy i powoli zacząłem osuszać rany:
- To teraz tak przez całą noc będziesz leżeć.
-Chyba sobie żartujesz! Całej nocy nie wytrzymam leżąc na brzuchu.
-Jest jeden sposób, abyś mogła podczas spania ułożyć się inaczej, ale musisz mi zaufać i usiąść na skraju łóżka.
- Dobrze - odpowiedziała niepewnie. Zrobiła to o co ją poprosiłem. Angie usiadła do mnie tyłem. Zacząłem owijać jej biust bandażem. Przez przypadek gdy już kończyłem dotknąłem piersi Angie. Widziałem, że miałem szczęście, że siedziałem za nią. Tak to oberwałbym w głowę:
-Ej.... Spokojnie. To był wypadek.
- Ja ci dam wypadek.
Na tym skończył się nasz dialog. Ja kontynuowałem swoje zajęcie z przed kilku minut, lecz po tej wpadce obudziło się we mnie wielkie porządnie. Nie mogłem jednak robić nic wbrew woli Angie, ale czy ktoś zabroni małych pieszczot. Zacząłem całować moją ukochaną wzdłuż kręgosłupa. Pocałunki były długie i jak najdelikatniejsze. Przeszedłem do karku. Następnym moim celem była szyja, którą Angie już wcześniej odchyliła w tył, bym miał więcej miejsca. Spodobało mi się to. Plecami oparła się o moją klatkę piersiową. Chwilę później ja położyłem się na łóżku obejmując cały czas Angie. Nie wiadomo kiedy wyślizgnąłem się z pod miłości mojego życia i leżałem tuż nad nią.Mój palec zaczął wędrówkę po ciele Angeles. Pierwszym przystankiem były usta. Później obojczyki, mostek w dół, aż do pępka. Me usta wybrały podobną podróż co palec. Im niżej schodziłem tym oddech złotowłosej stawał się co raz płytszy. Moja koszula już dawno leżała gdzieś w kącie, a włosy zmierzwione. Angeles zabrała się za pasek od spodni:
-Angie, kochanie.
-Co się znowu stało?
- Jak cię urażę to przepraszam. Angie nie chcę, żebyśmy się kochali na razie, ponieważ chcę to zrobić z czystej miłości, a ta sytuacja tak nie wygląda. Skarbie, po prostu boję się o ciebie. Nie chcę byś po raz drugi uciekła. Przepraszam.
- Rozumiem.
Przytuliłem ją. Bardzo się z tego ucieszyła. Taka mała rzecz, a jak bardzo potrafi ucieszyć człowieka.

***Angie***
German dobrze wiedział jak mnie pocieszyć. Po prostu przytulić. Wpatrywałam się w twarz ukochanego. Ewidentnie czymś się zamartwiał:
- German co cię trapi?
-Dwa pytania - a w mojej głowie było mnóstwo pytań o jakie mogło chodzić.
-Śmiało - zachęciłam.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży? Skąd znasz włoski?
Trafił w sedno. Nie byłam przekonana by mu o tym wszystkim opowiadać. Znał tą historię, lecz nie za wiele:
-Odpowiesz mi na pytania?
To nie jest odpowiedni moment:
-Nie. Nie chcę o tym mówić. Przepraszam - spuściłam głowę.
- A mogę dostać choć jedną małą wskazówkę?
- Dostaniesz nawet dwie. Oby dwa pytania są ze sobą powiązane. I jeszcze jedno. Przypomnij sobie urodziny Marii na których wróciłam po bardzo długim czasie.
Wstałam zabrałam jakiś koc i wyszłam na mały balkonik. Znalazłam tam nie duże krzesełko. Usiadłam na nim, nogi otoczyłam ramionami i szczelnie odkryłam się kocem. Po chwili do głowy przyszło jedno z najgorszych wspomnień. Mianowicie rok we Włoszech. Głowę położyłam na kolanach. Wpatrywałam się pusto w miasto. Moja twarz była twarz cała we łzach. Podeszłam do barierki. Ktoś mnie złapał mnie w biodrach i oparł się o moje plecy. Patrząc się w głąb miasta zaczęłam opowiadać swoją historię:
- Kiedyś szłam do koleżanki na noc. Była może dwudziesta-pierwsza kiedy wyszłam z domu. Idąc przez park ktoś uderzył mnie w głowę. Doprowadził do tego, że zemdlałam. Pamiętam jak się obudziłam. Byłam w ciemnym pokoju. Przyszli jacyś mężczyźni i zabawili się ze mną. Po prostu zgwałcili. Kilka dni później wypuścili mnie. Uciekłam do Włoch. Bałam się wrócić. Bałam się, że zaszłam w ciążę. Nie potrafiłbym spojrzeć wam w oczy. Czułam się niepotrzebna, wykorzystana. Jak śmieć. Dopiero po ponad roku mieszkania na ulicy postanowiłam wrócić do domu. Zbliżały się urodziny Marii. Postanowiłam zrobić jej mały prezencik. To już pamiętasz. Zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi Maria. Jak mnie zobaczyła zaczęła płakać ze szczęścia. Przytuliła mnie, jednak gdy chciałeś zrobić do ty czy mój tata od razu się odsuwałam. Później uciekłam na górę i usiadłam w kącie swojego łóżka. Do pokoju przyszedłeś ty i siedziałem oddalony o kawałek. Tłumaczyłeś Marię, że nie może przyjść, bo jest na urodzinach i nie może zawieść gości i rodziców. Koniec. German nie chcę byś się nade mną litował. Chciałeś znać prawdę to ci ją powiedziałam -
mój głos był zimny i nieczuły gdy to opowiadałam.

                                                                         ***
Staliśmy na lotnisku. Żegnaliśmy się z Violettą i Francescą.  Wiedzieliśmy jednak, że za kilka dni spotkamy. Ostatni tulas i dziewczyny odeszły w stronę gdzie zaczęła się odprawa. Chwilę później widzieliśmy jak się samolot znika za chmurami....


_________________________________________________________________
Pisząc ten rozdział zastawiałam się czy nie przerzucić na narrację 3-osobową, bo tak
cały czas zmieniam postacie, które to opowiadają.
Nie wiem czy w ogóle wam się to podoba.

Wcześniej nie mogłam dodać, bo byłam przez cały tydzień pod namiotami,
a teraz kuzynki przyjechały do babci.

Besitos. ♥♥♥