niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 49 Czy to koniec? Przecież, nic nie zapowiadało katastrofę. Cz.18

 Poszłam do swojej sypialni i położyłam się na łóżku, powtórnie zwijając się w kłębek. Po drugiej stronie "łoża" położył się German. Zaczął głaskać moje włosy i śpiewał bardzo cicho, kołysankę, która kiedyś mi śpiewała mi Maria. Usnęłam słuchając kołysanki przed laty....

Obudziłam się wieczorem, właśnie gdy słońce zachodziło. Ból brzucha nie był, aż tak silny jak rano, lecz jednak doskwierał. Powoli próbowałam powstawać. Będąc na dwóch nogach niebezpiecznie się zachwiałam. Podparłam się o pierwszą lepszą rzecz, którą okazał się być szafka nocna. Kiedy już było w miarę dobrze ruszyłam do salonu. Tam też znalazłam Germana:
-Angie wszystko dobrze?
-Tak, tak. Jak w najlepszym stanie.
-To podejdź tu do mnie nie trzymając się żadnych mebli czy przedmiotów.
-Ale...
-No chodź. Przecież nic ci nie jest.
Zrobiłam krok, ale od razu się cofnęłam. Po minucie wahania się pod tytułem "iść czy nie iść" wybrałam tą pierwszą opcje. Zrobiłam pięć kroków, ale przy szóstym zachwiałam si, potknęłam o własne nogi i prawie spotkałam się z podłogą. Jedynym wybawcą od wyłożenia się na parkiecie był German, który w ostatniej chwili mnie złapał:
-Angie co się z tobą dzieję?
-Ale w jakim sensie?
-Kręci ci się w głowię, brzuch cię boli, wymiotujesz i masz mdłości.
-Pewnie to zatrucie pokarmowe.
-A może Angie jesteś...
-Nie kończ. Dlaczego wysuwasz takie podejrzenia?!
-Burzliwa też jesteś. Jeszcze tylko zacznij jeść więcej to już nie będę miał wątpliwości, że jesteś w ciąży.
Moja twarz zbladła. Nie umiałam żadnego słowa z siebie wydobyć. Zrobiłam głęboki wdech i poszłam do kuchni. Zabrałam jabłko, a następnie usiadłam na kanapie obok Germana:
-Kochanie?
-Taaak...
-Czy ty jesteś ciąży?
Zaczęłam się dusić kawałkiem jabłka. Z trudem łapałam powietrze. Rzuciłam nadgryzionym kawałkiem owoca w Germana. Pobiegłam do kuchni po butelkę wody. Dusiłam się i robiły mi się już mroczki przed oczyma.Osuwałam się powoli na podłogę. Czy to są ostanie chwilę mojego życia? "German pomóż. Ja się duszę" . Czy to są ostatnie moje słowa? German z prędkością światła przybiegł do mnie.Wziął wodę. Odkręcił zakrętkę i zaczął wlewać mi napój do ust. Po pewnym czasie zaczęłam go wypluwać. German jednak powtarzał: "Angeles musisz". Zebrało mi się na wymioty. Próbowałam wstać lecz na próżno były wszystkie moje próby. Mój szwagier, jednak zachował trzeźwy umysł i zaniósł mnie do łazienki. Wyszedł, ale wiedziałam, że stoi przy drzwiach.
Po kilku minutach na wpółprzytomna siedziałam oparta o drzwi do kabiny prysznicowej i łzy ciekły mi strumieniami. Po chwili German wszedł do pomieszczenia. Przykucną przy mnie:
-Angie już wszystko jest w porządku.
-German....nic... nie...jest...w....porządku.
German przytulił mnie, a ja go objęłam słabo, bo nie miałam siły. Czułam, że zasypiam w jego objęciach. Później odczuwałam wrażenie jakbym się unosiła. Potem już nic nie pamiętam....

***German***
Wszedłem do łazienki. Zobaczyłem Angie w opłakanym stanie. Siedziała na wpółprzytomna oparta o kabinę. Przykucnąłem przy niej. Zacząłem głaskać ją po włosach. Nie wiedziałem co mogę dla niej zrobić. Przytuliłem ją. Odwzajemniła mój uścisk, ale czułem, że jest strasznie słaba. Angie powoli zasypiała w moich objęciach. Mając pewność, że już śpi uniosłem ją powoli i przeniosłem na łóżko w jej sypialni. Sam położyłem się obok niej, aby mieć pewność, że nic się z nią nie dzieje. Nie mogłem zacząć więc zacząłem rozmyślać.
Dlaczego to ona zawsze wychodzi ze spraw, kłopotów, problemów poszkodowana fizycznie, ale także psychicznie. Dlaczego? Chyba już wystarczająco dużo razy cierpiała. Jade od której oberwała z wazonów, pobiłem ją, potem ta kostka.
Otrząsnąłem się z tych myśli. Jeszcze chwilę poleżałem i oczy same zaczęły mi się zamykać. Odpływałem do krainy Morfeusza...

***Angie***
Byłam w pokoju, było tu dużo łóżek dwupiętrowych oraz dużo dzieci. Wśród nich ja, mała kilkuletnia Angeles. Zaczepiałam tam jakąś dziewczynę była moim wieku. Uznawałam to za dobrą zabawę, ale koleżanka już nie. Usłyszałam za sobą głos znajomej mi osoby. Obróciłam się. Była to pani z którą miałam dobry kontakt. Przykucnęła do mnie i smutno powiedziała: "Zmieniłaś się." Oczy zaszkliły się. Uciekłam od niej, by móc w samotności się wypłakać.

Otworzyłam oczy. "To tylko zły sen Angeles, to tylko zły sen" powtarzałam sobie w myślach. Po dłużnej chwili, gdy już się uspokoiłam, zauważyłam, że obok mnie leży German. Nie zastanawiałam się co on tu robi. Przytuliłam się do niego. Wiedziałam, że w jego ramionach szybciej zasnę.

                                                                            ~~~

Obudziłam się, ale nie otwierałam oczu. Czułam, że ktoś mnie szturcha w ramię. Nie mogły być to ręce Germana, ponieważ dłonie, które trącały były mniejsze i delikatniejsze. Leniwie uchyliłam powieki. Zobaczyłam:
-Viola. Co ty tutaj robisz?!
-Przyszłam. Ani ty ani tata nie dzwoniliście. Martwiłam się - spuściła głowę
-Ej... Nie bądź smutna. Przepraszam, że nie dzwoniłam. Widzisz nic nam nie jest.
-Angie.
-Tak słonko?
-Czy tata podniósł na ciebie rękę? Chodzi mi od momentu jesteście tu razem.
-Nie. Po tamtym razie już mnie nie uderzył.
Violetta uśmiechnęła się.
-Violu. Mam do ciebie prośbę.
-Słucham Angie.
-Czy mogłabyś zabrać na dzisiaj i jutro na jakoś wycieczkę? Proszę. Zrób to dla mnie.
-Hmmm.... No nie wiem. Dobrze. Zrobię to dla mojej ukochanej cioci. Poza miasto?
-Poza miasto.
Przytuliłam swoją siostrzenicę. Po chwili Violetta zaczęła krzyczeć jak opętana: "Tato jedziemy na wycieczkę!!!". German nic sobie z tego nie robił. Następnym etapem planu Violi było wskoczenie na łóżko i dalej wykrzykiwanie zdań. Operacja obudź Germana zakończyła się sukcesem. Reakcja Germana była bezcenna.
-To tato ubieraj się. Jedziemy na wycieczkę -zaczęła Violetta
-Na jaką wycieczkę?!
-No do Rosario.
-Co my tam będziemy tam robić? Kto jedzie?
-Jeszcze nie wiem, ale Angie cały czas powiadała mi jak tam jest pięknie, więc w końcu chciałabym tam pojechać. Hmm... Jedziemy ja, ty, Olga i Ramallo.
-Co z Angie?
-Germna ja nie mogę, bo -zawiesiłam się
-Bo Angie idzie do lekarza.
Popatrzyłam się na Violettę. Moja mina mówiła sama za siebie.
-Angie, a nie możesz przełożyć tej wizyty - zwrócił się do mnie German
-Nie. Angie nie może przenieść wizyty, bo czeka już na nią pół roku -wtrąciła się małolata
Teraz to ja chciałam zabić Violettę. Naprawdę wizyta u lekarza, która była zarejestrowana pół roku wcześniej. Naprawdę. -Coś się stało? Przecież do specjalistów czeka się po pół roku. Martwię się.
-German to tylko takie badania profilaktyczne.
No pięknie sama zaczęłam brnąć w to oszustwo.
-No nic. Poradzisz sobie?
-Tak, spokojnie.
-Dobrze. Już wstaję i jedziemy do Rosario.

Dwie godziny później po Violettcie i Germanie nie było śladu. Zrobiłam się trochę głodna. Przyrządziłam sobie naleśniki. Jak nigdy zjadłam ich pięć.Dwa, jeden, ale nie pięć. Coś jest ze mną nie tak. Zamyśliłam się. Ponownie zaczęło dręczyć mnie pytanie "Czy ja przypadkiem nie jestem w ciąży?". Postanowiłam, że przewietrzę się. Poszłam do parku. Kroczyłam powoli krętymi alejkami. Przypomniałam sobie, iż praktycznie nie mam nic w lodówce. Udałam się na miasto. Kupiłam mnóstwo owoców i warzyw. Przechodziłam właśnie koło apteki. Jedenastej apteki. Za każdym razem, gdy przechodziłam obok owego obiektu mimowolnie w głowie odradzało się pytanie: "Czy ja jestem w ciąży?". Wpatrywałam się w szklane drzwi apteki. Wiedziałam, że jeżeli teraz tam nie wejdę to już nigdy tego nie zrobię. Po chwili wahania. Rozważania za i przeciw weszłam do gmachu "sklepu":
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
-Dzień dobry. Poproszę test ciążowy.
Farmaceutka podała opakowanie.
-Ile płacę?
-yyy...
-Wie pani. Proszę jeszcze dwa testy.
-Już podaję.
Otrzymałam jeszcze dwa pudełeczka.
-To ja może wezmę wszystkie.
Podałam aptekarce banknot o nominale sto peso . I wyszłam z apteki. Ruszyłam z zakupami w stronę mieszkania.
                                                                      ~~~

Siedziałam na klapie od toalety.  Swoje nogi obtoczyłam rękoma. Siedziałam i płakałam. Na niewielkiej pralce w jednym rządku były położone testy ciążowe. Wszystkie testy pokazywały wynik....


_________________________________________________
Coś szaleję dzisiaj.
Odpowiedź jaki wynik pokazywał testy jest oczywisty...
Seriala pod tytułem "Czy to koniec? Przecież nic nie zapowiadało na katastrofę."

powoli zmierza ku końcowi.

Jednorazówka "Druga strona medalu"

Feliz Cumple Lodo. ♥♥♥
Najważniejsza dedykacja jest dla tego idioty  Miquela, o którym jest mowa w tej jak i w poprzedniej jednorazówce. Wszystkiego najlepszego życzę ci już, choć wiem, że masz urodziny dopiero za dwa dni.
Tą jednorazówkę dedykuję Skai i B., Alci, Gabrysi oraz Kierce.

 Angeles siedziała na parapecie z radością i wpatrywała się w krajobraz rozciągający się za oknem. To co działo się za szybą oddawało wszystkie uczucia złotowłosej. Słońce promieniście uśmiechało się. Na kopule nieba nie było widać ani jednej puchatej pierzynki. Na twarzy kobiety widniał szczery uśmiech. Ni stąd ni zowąd do głowy Angeles przyleciało na złotych skrzydłach jedno ze wspomnień.

Układali puzzle dla pani od języków z okazji Dnia Nauczyciela. 1000 kawałeczków, z których miał powstać kolaż z motywem Wiednia. Układanie w ciszy i spokoju im nie wyszło. Zaczęli przechwalać się kto jakie puzzle ułożył. Angeles wygrała. Miquel zaczął opowiadać jak to układał Machu Picchu. Cały czas plątał się swój język wymawiając tą nazwę. W trakcie układania robili do siebie dziwne miny pod tytułem "To było proste a ty tego nie ułożyłeś/ułożyłaś". Ich ręce często się splatały pod pretekstem podaj puzzla.

  Doskonale zapamiętała te chwile w swojej pamięci. Cieszyła się, z tych spędzonych kilku godzinach wspólnego układania. Wiedziała, że odzyskała przyjaciela po dokładnie roku. Kobieta poszła za ciosem i zaczęła wspominać inne chwilę spędzone ze swoim przyjacielem.

-Ale masz krótki ołówek. - powiedziała do swojego przyjaciela
-Przecież ty też masz takiej samej długości. 
-Ty masz krótszy. 
-Nie, ty masz krótszy.

Na samo wspomnienie takich dziecinnych sprzeczek wybuchła niekontrolowanym śmiechem. W drugiej klasie podstawówki kłócili się kto ma krótszy ołówek nie mal codziennie, lecz  zawsze wychowawczyni uspokajała dwójkę ośmiolatków.

Siedziała sobie na mostku na placu zabaw. Zobaczyła, że Miquel idzie w stronę jej. Podniosła się z miejsca i ruszyła do przodu. Próbowała nie oglądać się za siebie. Kątem oka zauważyła, że chłopak przyśpieszacza. Zaczęła biec. Jednak niefortunnie się potknęła. Zamknęła oczy.  Była pewna, że wyląduje na asfalcie. Ktoś jednak na to nie pozwolił. Rozchyliła powieki i ujrzała jego. Złapał ją. Patrzeli sobie w oczy. Nie interesowało ich, że swoją na środku ulicy. 

Jeden ze snów z jego udziałem. Pojawiający Miquel w wymyślonych historiach przez mózg Angeles, był oznaką, że powieść, którą snuje umysł zakończy się happy endem. Złotowłosą zawsze te sny dawały dużo do myślenia, ale również nigdy nie mogła ich rozszyfrować. Były dla jej oblane tajemnicą.

Była na dodatkowym niemieckim siedziała na przeciw jego. Nagle ktoś wszedł do pomieszczenia.
-Przepraszam, ale czy mogłaby pani iść ze mną?
-Ale po co?
-Bo wydaje mi się, że znalazłam jedną z pani uczennic?
-Ale jak to znalazła? Na jakiej podstawie pani to twierdzi?
-Miała przy sobie książki od niemieckiego. Nie ma w pobliżu innego nauczyciela, który uczy tego języka.
Nauczycielka oraz dwójka nastolatków ubrała się i szła za nieznajomą. Było to nieopodal budynku, w którym dzieciaki się uczyły. Angeles oniemiała, gdy doszła na miejsce. Na zimnym śniegu zobaczyła siebie. Po chwili złotowłosa, która przyszła z nauczycielką i Miquelem zniknęła. Została ta, która leżała na śnieżnobiałym puchu. Jednak Angie słyszała każde słowo wypowiedziane przez ludzi, którzy ją otaczali. Nauczycielka zadzwoniła po pogotowie. Chłopak miał szklanki w oczach:
-Za ile przyjedzie pogotowie? - zapytał Miquel
-Już jedzie.
-Czy ona jeszcze żyjesz? - dopytywał się chłopak
-Nie wiem -odpowiedziała nauczycielka

-A ja ją...

Od zawsze była wściekła, że nie poznała końcówki. Miała podejrzenia jak brzmiało to zakończenie. Nie lubiła epilogu tego snu. Bała się, że ponownie zakocha się w tej samej osobie. Teraz ma tego swojego jedynego i ukochanego. Jest szczęśliwa. Uśmiechnięta kobieta wpatrywała się w panoramę znajdującą się za jej oknem. Im dalej dosięgał jej wzrok tym głębiej sięgała do wspomnień w swoim sercu.

-...Bez języków dzisiaj nie znajdziesz dobre pracy. Język to podstawa. Zobacz na moim przykładzie...Co będzie jak będziesz miał dziewczynę? Ba. Jak będziesz miał już żonę i dzieci. Będziesz musiał utrzymać rodzinę. Musisz mieć dogodną pracę...

Pamięta do dziś jakie na się na siebie wpatrywali oraz uśmiechali, kiedy pani mówiła "Co będzie jak będziesz miał dziewczynę? Ba. Jak będziesz miał już żonę i dzieci. Będziesz musiał ich wyżywić." Te słowa były nowością w cotygodniowej litanii, na temat ich nieuctwa, które będzie odbijało się w przyszłości.

-Moja koleżanka kupiła sobie takie żarówiaste halówki. - paplała
-Konkretnie jakie? - zaciekawieniem dopytywał
- F50 - uśmiechnęła się do niego Angeles
-Opisz jak wyglądają. Proszę - błagał
Złotowłosa nabrała powietrza. Już chciała mówić, ale
-Czy moglibyście zająć się lekcją i przestać gadać? Dziękuję. - wyprzedziła ich nauczycielka od dodatkowych języków

Od kiedy pamiętała pani na dodatkowym ich upominała. Za to, że rozmawiają, śmieją się, nie piszą i nie uczą się. Angeles często obrywała za to, że podpowiadała Miquelowi. Dodatkowe lekcje języków obcych były dla nich  miejscem gdzie mogli porozmawiać "spokojnie". Dużo czasu spędzali razem. Kobieta uśmiechnęła się na samą myśl o następnym wspomnieniu, które wpadło jej do głowy.

-To co zapodajemy dzisiaj w naszej kuchni? - zapytała Angeles Miquela
-Dzisiaj zapodajemy pomidorową. 

Małą toaletę, która znajduję się obok pomieszczenia gdzie uczyli się języków obcych zamienili kiedyś na stołówkę. Chodząc na lekcje myśleli co dzisiaj zapodają na "stołówce". Zawsze się z tego śmiali.

Ostatni dzień w szkole i ze starą klasą. Wszyscy się żegnamy. Ostanie uściski, przytulasy. Zostali jej tylko dwójka chłopaków. W tym  ON. Podeszła do nich nieśmiało. Matias wstał i się przytulił. Teraz pora na NIEGO. Stanęła i drżała. Czekała, aż on zrobi pierwszy ruch. Miquel podszedł i objął ją swoimi ramionami, szepnął jej do ucha: "Tylko tyle mogę dla ciebie zrobić. Być twoim przyjacielem". Brzmiało to raczej jakby mówił to sam do siebie. Ona zaś miała szklanki w oczach.

Złotowłosej  popłynęły łzy. Myślała, że płaczę ze smutku, ale to nie prawda. To były łzy szczęścia. Był to jej przyjaciel za nim w jej życiu pojawili się mężczyźni o imionach:  German oraz Pablo. W pewnym momencie przez przypadek zakochała się w Miquelu, ale jak tu się dziwić. W swoim towarzystwie czuli się szczęśliwi. Ich spotkania nigdy nie obyły się bez odpowiedniej dawki śmiechu oraz wpatrywania sobie w oczy. Do pokoju wszedł właśnie ukochany kobiety. Zobaczył Angeles, która płaczę:
-Angie. Co się stało? Dlaczego płaczesz?
-Spokojnie to tylko łzy szczęścia i wzruszenia.

Kto jednak teraz odpowie na pytania.
Czy oni potrzebowali tego jednego znaczącego pytania by być parą?
Czy może robili to intuicyjnie?

______________________________________________________
Nie którzy prosili mnie o kontynuację poprzedniej jednorazówki. LINK
Nie zrobiłam kontynuacji, ale raczej odpowiedź.
Drugą stronę tej znajomości.

Mam nadzieję, że wam się podobało.